Wrzesień to czas, gdy na południowej półkuli zima się kończy, na południowej jeszcze nie zaczyna, zatem przegląd artykułów z września będzie dość refleksyjny. Sprawdzimy czy planeta płonie także od spodu i czy ruskie drony straszą w Karpatach. Dowiemy się dlaczego narciarstwo w Stanach jest naprawdę „ekskluzywne”, czy Finów obchodzi zeszłoroczny śnieg oraz co się dzieje, gdy zamiast temperatury, na minusie są rachunki.
Po czym skaczą kangury?
Niedawno ktoś mnie obśmiał za pisanie o „australijskich ośrodkach narciarskich”, gdyż zapewne myślał, że pomyliłem je z austriackimi. Tymczasem kangury mają po czym jeździć, aczkolwiek z roku na roku jest tego coraz mniej. Choć tegoroczna „dostawa” śniegu była największa od kilku lat, to długoteminowy trend pokazuje coraz mniejsze opady, co dla niżej położonych ośrodków może być wyrokiem. Komu zatem zdarzyło się zes*ać się na widok śniegu i prześmiewczo pisać, że „haha, planeta płonie”, niech rzuci okiem na dane z południowej półkuli – wszak o ociepleniu mowi się „globalne”, a nie „gminne” czy „powiatowe”.

Na zachodzie bez zmian? Niekoniecznie..
Choć większość świata kojarzy Ukrainę z wojną, to na zachodzie Ukrainy, w Karpatach, trwa budowa ośrodka narciarskiego za 1,5 miliarda dolarów. Projekt GORO Mountain Resort ma powstać niedaleko Lwowa i obejmować 41 tras, kilkanaście wyciągów oraz liczne hotele i restauracje; stał się też symbolem nadziei i inwestycji w przyszłość kraju po wojnie. Autorzy podkreślają, że region jest względnie bezpieczny, a prace mają być kontynuowane mimo trudnych realiów.

Amerykańska polityka ekskluzywności
Stany Zjednoczone znane są jako państwo „pay to play”, jako że aby się w nich wyleczyć czy wyedukować, trzeba słono zapłacić. Narciarstwo także nie należy do tanich, a w najbliższym sezonie ceny jednodniowych karnetów w topowych ośrodkach przekroczą 300 dolarów. Duże ośrodki starają się zachęcić narciarzy do kupowania karnetów sezonowych i utrzymania mniej licznej, ale stałej i regularnie powracającej grupy zamożnych gości kosztem okazjonalnych narciarzy, którzy wraz z rodzinami mogą wybrać mniejsze i tańsze lokalne ośrodki. Czy to dobra strategia? No cóż, wydaje się coraz lepsza z każdą minutą stania w kolejce do „Luxtorpedy”…

Kogo obchodzi zeszłoroczny śnieg?
Podczas gdy większość Europy jeszcze myślała o jesiennych grzybach, w Finlandii już szykowali stoki. Ośrodki Levi i Ruka przygotowały stoki na otwarcie sezonu, korzystając ze śniegu przechowanego… z poprzedniej zimy. Dzięki technologii snow farmingu, czyli magazynowania śniegu pod izolacyjnymi trocinami i włókniną, przechowano około 300 000 m³ śniegu, który we wrześniu wrócił na stoki w postaci białego dywanu. W świecie, gdzie klimat coraz częściej płata figle, Finowie po prostu postanowili przechować zimę na później. Sprytne i perspektywiczne rozwiązanie.

Gdy zamiast temperatury spadają zyski.
Norweski ośrodek na lodowcu Fonna – jedno z ostatnich miejsc w Europie oferujących letnie narciarstwo – niemal na pewno zakończy działalność na stałe. Po bankructwie operatora i zawaleniu się głównego wyciągu, nie ma już komu ani czego ratować. Lodowiec Folgefonna kurczy się z roku na rok i choć przez wiele lat był symbolem „wiecznej zimy”, dziś staje się raczej przestrogą, że nawet najlepszy śnieg nie wytrzyma globalnego ocieplenia i… księgowych.
https://unofficialnetworks.com/
