Oslo – narty w lodówce.

W drodze powrotnej z moich odwiedzin w letnich, norweskich ośrodkach narciarskich, zatrzymałem się na parę godzin w Oslo, by pojeździć sobie na nartach w lodówce.
Otwarta kilka lat temu w stolicy Norwegii narciarska hala SNØ oferuje 500-metrowy stok narciarski (z wariantem czerwonym, zielonym oraz snowparkiem), zaś do sufitu konstrukcji podwieszona została 1,5-kilometrowa pętla do narciarstwa biegowego (są na niej nawet zjazdy i podbiegi). Biathlonu na szczęście nie ma, więc rykoszet od blaszanego dachu nam nie grozi.

 

Temperatura wewnątrz utrzymywana jest na poziomie -2C, a do dyspozycji narciarzy mamy 4-osobowy wyciąg kanapowy. Obiekt został zbudowany na naturalnym zboczu, więc tu i ówdzie ze śniegu wystają skały.

 

Oprócz tego na miejscu są oczywiście sklepy, wypożyczalnie, kawiarnia i wygodne szatnie. Stok nie jest zbyt długi, więc warto na nim zagęszczać skręty, by się najeździć.  Co ciekawe, mimo że ubrany byłem w zimowy „outfit”, a w środku nie szalała wichura, to z jakiegoś powodu marzłem straszliwie i w ciągu 3 godzin jazdy, dwa razy wychodziłem na zewnątrz się ogrzać. To taka antyteza narciarstwa: w zimie to na zewnątrz marzniemy, a do środka wchodzimy się ogrzać, tutaj zaś wewnątrz marzłem, a ciepło było na dworze.

 

Żeby specjalnie jechać do Oslo i do tej lodówki, to raczej nie polecam, ale będąc tutaj, lub przejeżdżając nieopodal, można w ramach ciekawostki się zatrzymać. Acha, na pewno część z Was chciałaby zapytać, jaki ślad węglowy zostawia ta gigantyczna zamrażarka w kraju tak miłującym środowisko naturalne i zelektryfikowane auta. No więc nie pytajcie.