Kevin sam w ośrodku Galdhøpiggen.

Galdhøpiggen Sommerskisenter swą nazwę zawdzięcza położeniu nieopodal najwyższemu szczytowi Skandynawii (2469 m.n.p.m. – ze stacji tej ruszają na szczyt piesze wycieczki, ponieważ góra ta pozwala na stosunowo łagodne podejście). Jest to też najwyżej położony, letni stok w Norwegii – dolna stacja jedynego tutejszego wyciągu zaczyna się na ok. 1800 m.n.p.m.
Podobnie jak w przypadku ośrodków Fonna i Stryn, tak i do Galdhøpiggen prowadzi nas niezwykle efektowna szosa, tradycyjnie pozbawiona większych zabezpieczeń i przez to wzbudzająca respekt.

 

Sam stok skonstruowany jest podobnie jak basen sportowy – szerokie zbocze o długości ok. 1,5 km podzielone jest na 25 torów i część z nich zajęta jest przez trenujące kluby.

 

Po 11.00 jednak treningi się kończą i resztę dnia (do 15.00) możemy cieszyć się wszystkimi trasami.

 

Podczas mojej wizyty doszło nawet do zabawnej sytuacji, kiedy to około południa okazało się, że po zakończeniu treningów zostałem na stoku sam.

 

Czasami zdarza mi sie napisać, że „stoki były puste”, ale jest to raczej przenośnia, związana z tym, że faktycznie na nartostradach jest mało ludzi. W Galdhøpiggen autentycznie byłem jednak jedynym narciarzem w całym ośrodku! Szczęście to być może zawdzięczam temu, że tego samego dnia finałowy mecz w Roland Garros rozgrywał Norweg, Casper Ruud. Jednak Norweg w finale wielkoszlemowego turnieju to w Norwegii rzadsze zjawisko, niż śnieg. 😉
W pewnym momencie zrobiłem sobie przerwę od śmigania i poszedłem na spacer ponad górną stację wyciągu, aby spojrzeć na wspomniany wcześniej najwyższy szczyt Norwegii.

 

Po powrocie na nartostradę okazało się, że obsługa wyłączyła już wyciąg.

 

Po zjechaniu do dolnej stacji umówiłem się jednak z panem, że włączy mi jeszcze orczyk na godzinę i w ten sposób mogłem, nie niepokojony przez nikogo, dojeździć się na amen i podziwiać tutejsze widoki.