W góry na skitury – część 2 (Śnieżka).

Kolejny lockdown w 2021r. był doskonałą okazja, by ruszyć na stoki – na skiturach, rzecz jasna. Tym razem wybór padł na Karpacz.
Pierwsza wycieczka w Szklarskiej Porębie i ta w Karpaczu były bliźniaczo podobne:
1. Z dolnej stacji wycieczka w górę nartostradą (Lolobrygida / Grosik) do schroniska (Hala Szrenicka/Strzecha Akademicka).
 

 
2. Stamtąd dalej w głąb karkonoskiej tundry do nieodległej atrakcji (Śnieżne Kotły / Słonecznik)
 

 
3. Z powrotem pod szczyt wielkiej góry (Szrenica / Śnieżka)
 

 
4. Zwijanie fok, kask na głowę i w dół zamkniętą nartostradą.
 

 
Karpacz jest bliski memu narciarskiemu sercu, gdyż na tamtejszej „Złotówce” nauczyłem się jeździć na nartach; było to zresztą dokładnie 25 lat temu, w marcu 1996 r. Tym razem stok ten przemierzyłem w górę i nawet biorąc pod uwagę przeciwny zwrot, po upływie ćwierć wieku wydawał się on dużo krótszy i mniej stromy.
 

 
W przeciwieństwie do poprzedniej wycieczki, tym razem pojechałem w weekend, toteż na głównych szlakach ludzi było sporo, ale na tych pobocznych można było nacieszyć się spokojem.
Z żalem odkryłem, że szlak w zimie nie wiedzie już nad kotłami, skąd rozpościerał się niesamowity widok na Samotnię i Strzechę Akademicką. Biorąc jednak pod uwagę sporą liczbę „turystów” spacerujących po górach w dżinsach i piwem w rękach, trzymanie ich z dala od śnieżnych nawisów i przepaści wydaje się dobrym pomysłem.
 

 
Na Śnieżkę się nie fatygowałem, bo nie lubię łazić po górach w tłoku, z czyimś tyłkiem przy nosie.
A zjazd z Kopy po zakopanej w świeżym śniegu nartostradzie – wiadomo, najlepiej. 🙂