Zima 2022 jest, mimo śnieżnego początku, dość ponura, szara i wietrzna – moim najbardziej aktywnym, SMS-owym znajomym, jest alarm RCB. Udało się jednak upatrzyć jedną sobotę z pogodowym „okienkiem”, toteż udałem się na narty. Znów jednak wybrałem opcję skiturową, jako że ostatnio samotne wałęsanie się po lasach cenię bardziej od tłoczenia się w kolejkach do wyciągów. Więcej na nartach pojeżdżę może w lecie, gdy ludziom nie w głowie są narty i lodowcowe stoki świecą pustkami 😃.
Miejscem startowym było Červenohorské sedlo – na wszelki wypadek zacząłem dość wysoko, bo w dolinach śniegu nie ma jakoś za dużo.
Stamtąd poczłapałem sobie w stronę Keprnika, jednego z wyższych szczytów w Jesenikach (1423 m.n.p.m.). Aby uniknąć płaczących dzieci i nie deptać torów dla biegówek, dość szybko zboczyłem w las, gdzie czekała cudowna warstwa puchu, po której sunęło się bezszelestnie jak po miękkiej piance.
Po drodze zahaczyłem o szczyt Červenej hory, skąd można rzucić okiem w złowrogą otchłań wąwozu Sněžná kotlina, w którą fajnie byłoby zjechać na nartach, ale straszą lawinami i rezerwatem przyrody.
W przeciwieństwie do poprzednich wyjazdów, tym razem wycieczka nie polegała na tym żeby najpierw tylko chodzić, a potem tylko zjeżdżać, więc musiałem raz foki zakładać, a raz ściągać. Było to jednak fajnie, bo zjeżdżanie raz po raz przez las po tym świeżym śnieżku było bardzo przyjemne, a drzewa ze sterczącymi gałęziami mija się łatwiej, niż chybotliwych, bezkijkowych narciarzy na stokach Zieleńca.
Finałem wycieczki był szczyt Kerpnika, skąd widać już Šerák, a że tam byłem już ostatnio, toteż zawróciłem.
Zastanawiałem się jeszcze, czy nie wdrapać się na zbocza ośrodka narciarskiego w Červenohorskim Sedle i nie zjechać zamkniętą kilka lat temu czarną trasą (o co do dziś jestem śmiertelnie obrażony), ale nie wyglądała na zbytnio zaśnieżoną.