Spacer z Pradziadkiem.

Korzystając z wolnego w pracy i prognozy na piękną pogodę w lutowy dzień udałem się pospacerować na nartach skiturowych w okolicach czeskiego Pradziada. O tym miejscu miałem już okazje kiedyś pisać, więc tylko przypomnę, że  Pradziad (Praděd) to najwyższy szczyt Jeseników – takich górek leżących na południe od Polski, mniej więcej na wysokości Opolszczyzny.

 

Tamtejszy ośrodek narciarski jest najwyżej położonym w Czechach i z reguły jest też najdłuższej czynnym – długi sezon jest efektem specyficznego mikroklimatu, jako że naturalny śnieg występuje tu w dużych ilościach i długo się utrzymuje. O regionie tym mówi się nawet „Morawski Lodowiec” i trzeba przyznać, że dzięki położeniu powyżej linii lasu faktycznie jest tu taki lekki „lodowcowy vibe”.

Wycieczkę na skiturach zaczęliśmy z położonego niżej i zlokalizowanego kilka kilometrów dalej parkingu (narciarzy na „lodowiec” zabierają stąd autobusy – wjazd własnym autem jest dość kosztowny). Niezbyt urodziwy na początku szlak, wiodący przez chwilę nawet po hałdzie śniegu przy szosie, na większej wysokości i zboczeniu w las zabrał nas w urokliwą, zimową krainę, pełną słońca i dziewiczego śniegu.

 

Po dojściu na przełęcz pod Pradziadem, najpierw udaliśmy na grzbiety po jednej stronie, gdzie znajduje się formacja skalna „Petrovy kameny” i surowo wyglądający płaskowyż.

 

Po zjeździe pozostało nam jeszcze wejść na samego Pradziada, na którym znajduje się charakterystyczna i widoczna z okolicznych szczytów wieża telewizyjnego nadajnika.

 

Rok temu skiturowy spacer też zakończyłem pod telewizyjną wieżą w Jańskich Łaźniach, zatem do telewizyjnego hat-tricka brakuje mi jeszcze szczytu Ještěd w Libercu. 😉

A cała trasa wyglądała mniej więcej tak: