W sierpniu zasadniczo zajmowałem się aktywnościami nienarciarskimi. Jadąc jednak pojeździć rollercoasterami w niemieckim Europa Parku, po drodze wypatrzyłem miejsce, którego nie mogłem ominąć! Bawarskie Monte Kaolino to mały park rozrywki, w którym znajdziemy m.in. 260-metrowy stok narciarski, zbudowany z 35 milionów ton piasku kwarcowego, pochodzącego z pobliskiej kopalni kaolinitu.
“Góra” wznosi się na około 120 m, a na nartach zjeżdża się z niej od lat 50-tych. W 2007 r. odbyły się tu nawet mistrzostwa świata w sandboardingu.
Sprzęt można pożyczyć na miejscu, co jest dobrym pomysłem, bo piach i pył wgryza się wszędzie i szkoda tak traktować własne narty i wiązania.
Do góry wjeżdża się wyciągiem w kształcie gustownej łódeczki, a na górze, po obejrzeniu sielankowych widoczków, można ruszyć na stok.
Jak się jeździ po piachu? Otóż specyficznie. Stok jest dość stromy, więc w pierwszym odruchu próbowałem go trawersować i skręcać po dojechaniu do jego krawędzi.
Piach jest jednak bardzo ciężki i tępy, a dodatkowo obsuwa się spod nart, więc przy pierwszych dwóch zjazdach namęczyłem się, napociłem i utraciłem wiarę we własne umiejętności. Potem jednak podpatrzyłem bardziej doświadczonego narciarza i zauważyłem, że mimo stromizny, na piaszczystej nawierzchni można się niemal puścić w dół na krechę i kręcić tylko lekkie zakręty. I wtedy już było bardzo fajnie!
Na stoku oprócz mnie był przez chwilę jeden narciarz i snowboardzistka, więc na tłok nie narzekałem. Tego dnia większość ludzi wybrała jednak znajdujący się obok park wodny, ale że było prawie 35C, nie będę ich winić.
Co ciekawe, stok się ratrakuje, by zepchnięty w dół i na boki piach wrócił na swoje miejsce.