Czarny scenariusz w Červenohorskim Sedle.

Choć tegoroczny sezon jest dla mnie nieco skromniejszy, to postanowiłem wczoraj jeszcze coś z niego „wyrwać” i pojechałem do ośrodka Červenohorské Sedlo.
Przełęcz o tej samej nazwie znajduje się na wysokości ok. 1000 m.n.p.m. w czeskich Jesenikach, niedaleko najwyższego szczytu tych gór, Pradziada (Praděd). Działa tu w zasadzie całe centrum sportów górskich – mamy tu duży hotel, wypożyczalnie, bary, restauracje i w lecie ruszają stąd wycieczki turystów pieszych i rowerowych (byłem), a w zimie – narciarzy biegowych (nie byłem i nie będę), skitourowych (byłem) i zjazdowych.


Tutejszy ośrodek narciarki jest, z racji bliskości Polski, dość popularny wśród narciarzy z Dolnego Śląska i Opolszczyzny. Sam go jednak nigdy nie odwiedziłem – po pierwsze dlatego, że oferta nartostrad wydawała mi się mało pociągająca, a po drugie byłem ŚMIERTELNIE obrażony za zlikwidowanie kilometrowej, czarnej trasy i biegnącego wzdłuż niej wyciągu. Jeszcze w 2010 trasę tę przedłużono, ale ostatecznie, ze względu na brak naśnieżana i bardziej wymagające utrzymanie, zamknięto, a wyciąg zdemontowano.

Dawna, czarna trasa widziana z drogi na przełęcz.

Bez owej, czarnej trasy Červenohorské Sedlo jest ośrodkiem rekreacyjnym i rodzinnym. Mamy tu stoki południowe – dość krótkie, a w czasie mojej wizyty już pozbawione śniegu oraz ciekawsze stoki północne. Logistyka na miejscu jest dość upierdliwa, bo ośrodek przecięty jest ruchliwą drogą – parking, restauracje, kasy, toalety są po jednej stronie, a większość tras po drugiej, więc wyprawa, aby zjeść coś poważniejszego (lub wręcz przeciwnie) wymaga dłuższego spaceru.


Same trasy są ok, ale nie dostarczają jakichś oszałamiających wrażeń – lepiej bawiłem się w, położnym już za przełączą, ośrodku Kouty nad Desnou. Północna ekspozycja stoków pomaga w marcu i mimo dość wysokiej temperatury dość długo utrzymywały się przyzwoite warunki, natomiast zakładam, że w zimie jest tu dla odmiany mniej słońca.


Mikroklimat raczej sprzyja opadom śniegu – w czasie pandemii w 2021 r. doszło tutaj do ciekawego happeningu. Z powodu lockdownu ośrodki w Czechach były zamknięte przez większość sezonu, a władze zgodziły się na ich otwarcie dopiero… 10 maja. Większość operatorów skwitowała to tylko gorzkim śmiechem, ale Červenohorské Sedlo postanowiło w ciągu jednego dnia otworzyć i zamknąć sezon – zebrano śnieg z okolicy i przygotowano jedną, kilkusetmetrową nartostradę, a narciarze płacili „co łaska” wrzucając pieniądze do puszki, zawieszonej przy wyciągu Tatrapoma.

A propos – gdybyście kiedyś jeździli wyciągiem talerzykowym Tatrapoma to polecam Wam zwrócić uwagę na oprawę graficzną – bardzo ładne, utrzymane w konsekwentnym stylu i kolorystyce tablice, przedstawiające dostojnego narciarza w swetrze, skórzanych butach i z nienaganną fryzurą.


Reszta infrastruktury ośrodka jest także dość retro – najnowocześniejszym wyciągiem jest 4 – osobowa kanapa, którą odkupiono z włoskiego Ladurns.
Podsumowując wizytę w ośrodku Červenohorské Sedlo, ująłbym to tak, jak w tym dowcipie o pierogach, które żona zrobiła mężowi, a on powiedział: „dobre, ale więcej nie rób”. Innymi słowy, było spoczko, ale następnym razem pojadę gdzieś indziej.

Ośrodek przed likwidacją czarnej trasy…
… i po likwidacji.