Kanin – zamknięte, psia krew!

Choć w Słowenii mnóstwo jest szczytów sięgających grubo ponad 2000 m.n.p.m., to tylko w jednym miejscu można z takiej wysokości zjechać na nartach. Miejscem tym jest ośrodek położony w Alpach Julijskich, w okolicach szczytu o psiej nazwie Kanin.

Mimo że Słowenia to jeden z krajów alpejskich, o jeżdżeniu tam na narty słyszy się raczej rzadko. Co do ośrodków nie ma tu jednak szału – nie ma ich wcale tak dużo, infrastruktura w nich jest dość stara i zawodna (wyciągi często stoją, np. z powodu wiatru), a do tego położone są dość nisko. Nawet nartostrady znanej z Pucharu Świata Kranjskiej Gory wznoszą się na nikczemne 1200 m.n.p.m…
Ośrodek Kanin to w zasadzie dwie nartostrady – jedna południowa, z której przy dobrej pogodzie widać Morze Adriatyckie.

 

Druga trasa ma ekspozycję północną i zjeżdżamy do granicy z Włochami. Tam zaczynają się stoki Sella Nevea, dzięki którym, połączony z nimi karnetem Kanin, tworzy przyzwoity, nieduży ośrodek.

 

Mierząc Kanin standardowymi kryteriami, trudno uznać go „topową destynację”. Wyciągi są stare i powolne (4-osobowa gondola ma już 50 lat), nie wszystkie odcinki i warianty nartostrad (i tak nielicznych) są otwarte, nie ma tu systemu naśnieżania, a do tego ośrodek ten dość często zamyka się z różnych powodów – wiatru, opadów śniegu, ratrakowania, problemów technicznych itp.

 

Nie sposób jednak odmówić temu miejscu pewnego uroku. Dosłownie, bo otaczające ośrodek szczyty i formacje skalne są bardzo urodziwe i przypominają nieco Dolomity.

 

Co do walorów narciarskich, to po szerokich, tutejszych nartostradach jeździ się bardzo przyjemnie, a więcej wrażeń można znaleźć po włoskiej stronie.

 

Dużym atutem tego słoweńsko-włoskiego ośrodka jest cena – w marcu cena jednodniowego karnetu to 28 euro. Poza tym panuje tu bardzo fajna atmosfera, czuć, że przyjeżdzają tu ludzie chcący po prostu czerpać radość z narciarstwa, słońca i pięknych widoków. Sezon trwa tu dość długo i od lat tutejszą tradycją jest „majówka” na nartach.
Pod koniec sezonu, gdy dni są już cieplejsze i dłuższe, można po nartach udać się jeszcze na wycieczkę w okoliczne, urokliwe miejsca – kaniony rzeki Soča czy wodospady górskich potoków.

 

W położnej nieopodal ośrodka wsi Bovec można miło spędzić czas w kawiarni czy restauracji, próbując lokalnych specjałów o dwusylabowych nazwach – Jota, Juha (zupy) czy Frika (sycący placek z mieszanki sera, ziemniaków, jaj, bekonu, cebuli itp.).

***

Narciarz planujący szusowanie w słoweńskim ośrodku Kanin powinien z dużym dystansem podchodzić do oficjalnych informacji o dniach i godzinach otwarcia ośrodka. Traktowane są one przez obsługę dość swobodnie i stanowią raczej luźną i niezobowiązującą wskazówkę. Na szczęście Kanin od kilkunastu lat połączony jest wyciągiem i karnetem z leżącym po włoskiej stronie ośrodkiem Sella Nevea. Zjazd na włoską stronę ma bardziej północną ekspozycję i w ciepłe dni warunki są tam nieco lepsze, a do dolnej stacji w przełęczy leżącej na 1100 m.n.p.m. zjeżdża się imponującą, długą nartostradą z wariantem czerwonym i czarnym.

 

O ile po stronie słoweńskiej towarzyszy nam widok sięgający do oddalonego o kilkadziesiąt kilometrów Adriatyku, o tyle we Włoszech jeździmy otoczeni monumentalnymi, skalnymi ścianami.

 

Jest tu też sympatyczne, stare schronisko oraz nieco nowocześniejsza infrastruktura – z dołu zabiera nas duża gondola, mniej narażona na podmuchy wiatru, niż słoweński zabytek.

 

Całościowo, ośrodek Kanin – Sella Nevea nie jest może „topową destynacją” i o tej porze roku znaleźć można wiele miejsc z lepszymi warunkami i większą liczbą tras. Bez wątpienia warto tu jednak zajrzeć na chwilę lub przy okazji, ze względu na wyjątkowe widoki, kulinarne ciekawostki regionu i pozanarciarskie atrakcje. Atutem jest też cena – 28 euro / dzień w połowie marca, to taniej niż w Polsce (np. w Szczyrku czy Czarnej Górze na Dolnym Śląsku). W ogóle Słowenia nie jest droga – benzyna, jedzenie czy pamiątki są tu odczuwalnie tańsze, niż we Włoszech czy Austrii…

 

A tu przegląd ośrodka w formie wideo: