Szusowanko na szóstkę – 6 lodowców na idealne wejście w sezon.

Jesień 2023 nie rozpieszczała narciarzy – nawet na lodowcach naprawdę biało zrobiło się dopiero pod koniec października. Pewne jest jednak, że sezon narciarski w końcu ruszy na dobre! Zróbmy sobie zatem nieco głębszy przegląd miejscówek, w których ów sezon można zainaugurować ( i które położone są w rozsądnej odległości od Polski) i zobaczmy, co tam na nas czeka.

KITZSTEINHORN

Choć największy wybór lodowców, położonych w przyzwoitej odległości od Polski, mamy w Tyrolu, to oczy swe zwróćmy najpierw do innego kraju związkowego: Salzburga. Jego najwyższy szczyt to Kitzsteinhorn, u stóp którego rozpościera się najstarszy, austriacki, lodowcowy ośrodek.

Kitsteinhorn jest ośrodkiem bardzo uniwersalnym – można tu pojeździć rekreacyjnie, rodzinnie, można też puścić się na bardziej wymagające trasy, z „Czarną Mambą” na czele. W sumie nartostrad jest tu ponad 70 km. Szlajają się tu także skiturowcy, a narciarzy można spotkać także poza trasami. Krótko mówiąc, dla każdego coś białego.

 

Infrastruktura jest przyzwoita – są tu i wygodne kanapy, i gondola, co przydaje się w czasie złej pogody. To już nie te czasy, że na lodowcach odmrażało się tyłki na orczykach (choć dla chętnych ta usługa jest nadal dostępna).
Dodatkowym plusem jest bliskość miejscowości Kaprun i Zell am See, gdzie możemy liczyć na bazę noclegową i inne zalety miejskiej infrastruktury, z ofertą gastronomiczną na czele.

Śmigając pod Kitsteinhornem warto zatrzymać się przy górnej stacji, gdzie można wypić kawę podziwiając obłędne widoki, odwiedzić zewnętrzne tarasy widokowe oraz przejść się wykutym w skale tunelem, gdzie poznany mnóstwo ciekawostek na temat historii ośrodka, kolei linowej jak i samej góry. Cała ekspozycja jest bardzo efektowna i bezpłatna.

Gdyby ktoś chciałby szukać minusów Kitzsteinhornu, to jedynym może być chyba wysokość – nartostrady nie sięgają tu 3000 m.n.p.m. co przy niesprzyjającej pogodzie może opóźniać start sezon czy przeszkadzać w otwarciu wszystkich tras. Karnet 1-dniowy w tym sezonie kosztuje 72 euro.

PIZTAL

Lodowiec Pitztal to kolejne miejsce, w którym można już rozpocząć sezon narciarski. Ze wszystkich lodowcowych ośrodków Tyrolu, to właśnie Pitzal ma najwyżej położoną stację wyciągu (3440 m.n.p.m.) i dumnie nazywa sam siebie „Dach Tirols”.

 

Może nie ma tu największej liczby nartostrad (łącznie około 40 km), ale mamy do dyspozycji dwie wygodne gondole i orczyk, który przydaje się, gdy z powodu kiepskiej pogody gondole stają.
Z doliny na lodowiec dostajemy się kolejką podziemną, skąd od razu możemy wskoczyć do kolejki jadącej na szczyt. Szybki wjazd z 1700 na 3400 m.n.p.m. może przyprawić o zawroty głowy. Na szczęście na szczycie znajduje się kawiarnia, z okien której możemy podziwiać wspaniałe widoki i w której można nawet urządzić wesele.
Dominują tu trasy czerwone, więc miejsce to można uznać za nieco mniej „familijne”, zwłaszcza że sama dolina też jest dość wąska i mało zurbanizowana. Jeśli ktoś zatem nastawia się na „wożenie się” po oślich łączkach i intensywne Après Ski, to nie tutaj.

W sezonie karnet obejmuje jeszcze położoną nieco niżej stację Rifflsee, do której jednak nigdy nie dotarłem.
Małym plusem jest nieco tańszy karnet: 1-dniowy w sezonie 23/24 kosztuje 65 euro.

KAUNERTAL

Pisząc o Piztalu nie sposób nie wspomnieć o połączonym z nim karnetem lodowcu Kaunertal. Jeszcze kilka lat temu na lodowcu Kaunertal można było pojeździć głównie leciwym orczykami, co może nie przeszkadzało w czasach, gdy był to ośrodek letni (pocztówkę z tego okresu załączam), ale z czasem powodowało, że Kaunertal zaczął odstawać od innych, tyrolskich, lodowcowych miejscówek. Tym bardziej, że okolica, oprócz pięknych krajobrazów, niewiele oferuje turystom spragnionym bogatej oferty komercyjnej. Lodowiec ten leży bowiem na uboczu, a dojazd do niego jest nieco dłuższy i bardziej wymagający niż choćby do leżących nieopodal Serfaus/Fiss/Ladis czy Samnaun/Ischgl.

 

W ostatnich latach infrastruktura została jednak solidnie zmodernizowana. Pojawiły się nowoczesne, komfortowe gondole i nowe trasy, na czele z najbardziej stromą w Austrii nartostradą (Black Ibex – prawie 87% nachylenia) i narciarskim tunelem. Obecnie jest tu około 55 km nartostrad o wszystkich poziomach trudności.

Droga do lodowca, choć długa i płatna, też jest atrakcją samą w sobie. Narciarzom zresztą opłata ta mniej doskwiera, ponieważ bilet jest jednocześnie karnetem narciarskim. Szosą dojeżdżamy na parking, znajdujący się na wysokości ponad 2700 m.n.p.m. – to nawet wyżej niż przełęcz Passo Stelvio, która przecież zimą jest zamknięta i nieprzejezdny…

Oprócz bycia ciekawym miejscem na początek lub koniec sezonu, Kaunertal jest też świetnym uzupełnieniem narciarskiej oferty tutejszego, austriacko-szwajcarsko-włoskiego pogranicza. Przy sprytnie wybranej miejscówce noclegowej, możemy tu spędzić tydzień, codziennie jeżdżąc w innym ośrodku. Do wyboru mamy wspomniane Kaunertal, Serfaus/Fiss/Ladis i Samnaun/Ischgl, a do tego austriackie Nauders, szwajcarskie Scuol i włoskie Schöneben/Belpiano. Wybór jest zatem spory i możemy jeździć „na warunki” – czyli tam, gdzie słońca i śniegu jest najwięcej.

STUBAI

Kolejną doprawdy wspaniałą miejscówką na rozpoczęcie (lub zakończenie) sezonu jest lodowiec Stubai – wiem co mówię, bo sam to robiłem.
Ze wszystkich tyrolskich lodowców, ten właśnie uznałbym za najbardziej ”rodzinny”. Tereny narciarskie są tu rozległe, a wybór nartostrad o różnych poziomach trudności jest naprawdę duży. Są tu nawet ośle łączki i taśmy, na które można wysłać małe dzieci by się uczyły i dały rodzicom pojeździć w spokoju.

 

W sumie jest tu ponad 60 km nartostrad, a 1-dniowy karnet kosztuje przyzwoite 63 euro. Dzięki rozłożystości ośrodka można tu także fajnie pojeździć sobie poza trasami; funkcjonuje tu także snowpark Stubai Zoo.
Dolina Stubaital jest ucywilizowana – są tu miejscowości z przyzwoitą infrastrukturą noclegową i gastronomiczną. Jest to też ośrodek leżący blisko Innsbrucku, jeśli ktoś ceni sobie miejskie wygody. Malutkim minusem jest fakt, że dojazd do doliny Stubai wiedzie przez trasę na przełęcz Brennero i choć zjeżdżamy z niej jeszcze przed bramkami opłat, to za sam wjazd do Stubaital też musimy zapłacić 3 euro.

Mieszkańcy doliny są bardzo dumni ze znanych, austriackich sportowców, którzy stąd pochodzą, a czasami nadal tu mieszkają. Podczas jezdnej z narciarskich majówek, pani gospodyni, u której mieszkaliśmy, zaprosiła nas na taras na powitalnego sznapsa i pokazała nam, gdzie mieszka Gregor Schlierenzauer (teraz prowadzi swoją firmę w Fulpmes), inny skoczek – Andreas Kofler oraz wielokrotny mistrz świata, Europy oraz mistrz olimpijski w saneczkarstwie, David Gleirscher. Domu tego ostatniego w Telfes nie sposób było przegapić, gdyż dumni rodzice ozdobili go banerami z podobizną syna.

HINTERTUX

Hintertux to narciarski „evergreen”, choć może raczej należałoby tu użyć słowa „everwhite”. To jeden z ostatnich ośrodków, nazywających siebie „całorocznymi” i ostatni, który nawet w czasie fal upałów w ostatnich latach pozostał otwarty dla narciarzy. Bywało już jednak tak, że prawie nie było po czym jeździć i nawet „lokalsi” przebąkują, że w ciągu kilku lat, trwający tu od dawna, niekończący się sezon, będzie musiał zacząć robić sobie letnią przerwę…

 

Na razie jednak jest to wciąż jedna z „pewniejszych” miejscówek na rozpoczęcie sezonu. Ośrodek ten jest w zasadzie kompletny – są tu przestronne gondole, wyciągi kanapowe, krzesełkowe i orczyki. W znajdującej się na wysokości 2600 m.n.p.m. stacji Tuxer Fernerhaus znajdziemy bar, restaurację, wypożyczalnię i serwis. W sezonie wybór tras powiększa się o całą ofertę doliny Zillertal – to w sumie kilkaset kilometrów nartostrad, od oślich łączek począwszy, na słynnej „Harakiri” kończąc. Sama Zillertal i zlokalizowane tu liczne miejscowości oferują świetną bazę noclegową, a położonym na początku doliny Fugen znajdziemy spory aquapark – to świetna opcja na dni z wyjątkowo odrażającą pogodą lub pomysł na zdrowe aprés ski.
Co do samego ośrodka na lodowcu, to jego małą wadą (dla niektórych) może być brak tras w pełni rekreacyjnych. Aby dostać się do i tak nielicznych tras „niebieskich” trzeba najpierw pokonać stromsze odcinki.
Jesienią, w zależności od aury, lodowiec i dolina Zillertal prezentują się następująco:

Wyjątkową atrakcją z kolei jest możliwość zwiedzenia wnętrza lodowca. Można to zrobić także w butach narciarskich – bilet zakupuje się w kontenerów przy stacji na szczycie, zatem wycieczkę tę można urządzić sobie w ramach przerwy od szusowania, na przykład gdy pojawi się często to goszcząca mgła.

 

Za przyjemność jazdy po blisko 58 km tutejszych nartostrad w tym sezonie zapłacimy 72,50 euro (ała).

SOELDEN

Lodowce Tiefenbach i Rettenbach w Sölden nieco różnią się od tych opisywanych we wcześniejszych odcinkach. Narciarskie życie na Hintertuxie, Stubaiu, Pitztalu itd. kręci się głównie wokół lodowców i to one stanowią sens istnienia tych ośrodków. W Sölden natomiast lodowce są tylko dodatkiem, wisienką na torcie wspaniałego, narciarskiego regionu, który wystąpił nawet w filmie o Jamesie Bondzie (poświęcona mu instalacja jest obecnie jedną z atrakcji).
Gdy spojrzymy na stare mapy i zdjęcia z ośrodka zauważymy, że obszar lodowców był w przeszłości dwoma odrębnymi miniośrodkami, dedykowanymi narciarstwu letniemu i niedostępnymi w zimie.

„Summer skiing” jest już tu, jak w wielu innych miejscach, melodią przeszłości i pozostaje nam się cieszyć, że możemy tu stosunkowo wcześnie zaczynać i późno kończyć narciarski sezon…
A warto to zrobić, bo jest to naprawdę doskonała miejscówka. Samochodem / autobusem dojeżdżamy tu pod same wyciągi, zlokalizowane niegdyś u stóp lodowców Tiefenbach i Rettenbach (ich dolna granica powoli przesuwa się ku górze). Na pierwszym czeka na nas zaskakująco dużo – jak na lodowiec – słońca i imponująca platforma widokowa,

a na drugim – nartostrada na której wytyczona jest trasa Pucharu Świata (zapewniam, że na żywo jest stromsza, niż wygląda to w telewizji) oraz ładne widoki na nieodległy Pitztal.

Lodowce połączone są legendarnym, narciarskim tunelem, wyjazdowi z którego towarzyszy oszałamiająca panorama.

Ze względu na topniejący lodowiec część wyciągów została już zlikwidowana, a ich nieczynne stacje są idealną miejscówką na krótką przerwę.

Po zjeździe do miasteczka Sölden możemy skorzystać z przebogatej oferty aprés ski, zjeść coś dobrego albo podjechać do nieodległego parku wodnego Aqua Dome i powylegiwać się w ciepłych wodach, podziwiając okoliczne szczyty.

***

Na koniec, dla miłośników narciarskiej bibliografii i kartografii, strony internetowe i mapy wszystkich opisanych ośrodków.

KIZSTEINHORN: www.kitzsteinhorn.at

PITZTAL: www.pitztal.com

KAUNERTAL: www.kaunertal.com

STUBAI: www.stubaier-gletscher.com

HINTERTUX: www.hintertuxergletscher.at

SOELDEN: www.soelden.com