Ostro, ale z dobrym poślizgiem.

W tym sezonie o moje narty zadbał serwis ski24.pl. Już jakiś czas temu je odebrałem – naostrzone, nasmarowane i gotowe do sezonu. Do przygotowania sprzętu mam podejście podobne, jak do pracy nad techniką czy w ogóle do innych aspektów życia – a mianowicie zdroworozsądkowe. Choć wydaje się do oczywiste, nie jest to regułą!

Tak jak na plażach widujemy brzuchatych pływaków, dokazujących wśród fal przy czerwonej fladze i tak jak mijamy rodzinne, rowerowe wycieczki, przemykające w półmroku bez świateł i bez kasków, tak i na stokach często spotykamy się z lekkomyślnością i niechlujstwem. Nieprzygotowani technicznie narciarze na zdezelowanym i źle dobranym sprzęcie nie ułatwiają jazdy ani innym, ani sobie, a efektem tego mogą być nawet poważne kontuzje.

Dlatego też od lat zachęcam znajomych i nieznajomych narciarzy do nawet okazjonalnych zajęć z instruktorem, który pomoże wyeliminować proste błędy. Drugim zaś filarem dobrego przygotowania jest dbałość o sprzęt. Nawet nowe narty powinny zacząć swoją „karierę” od wizyty w serwisie. Nie wiem czy wiecie, ale fabrycznie nowe narty nie bywają idealne – ślizg może być np. wypukły lub wklęsły, przez co narty prowadzą się mniej komfortowo (krawędzie mają zbyt mały kontakt ze śniegiem, lub odwrotnie – narta się na nich opiera i „zacina”). Niedoskonałość tą eliminuje się przez tzw. „planowanie” ślizgu, czyli jego wyrównanie.

Narty używane powinny być już regularnym gościem serwisu. W trakcie standardowego przeglądu serwisant:

  • oceni stan ślizgów i wiązań i dokona niezbędnych napraw, zanim narty rozpadną się na dobre lub np. uszkodzone wiązanie wyrwie Wam kość ze stawu;
  • naostrzy krawędzie, dzięki czemu będzie się Wam dobrze jeździło na twardszym i zmrożonym śniegu;
  • nasmaruje ślizgi, co stworzy barierę ochronną i ułatwi poślizg narty.

Tylko tyle i aż tyle – taka podstawowa troska o narty wymaga niewielkich nakładów i zero wysiłku, a daje bardzo dużo.

Choć ująłem to w prostych słowach, to temat serwisowania bywa przedmiotem gorących dyskusji. Na narciarskich forach możecie natknąć się na wiele pasjonujących konwersacji na temat tego, czy narta naostrzona na kąt 89,925 stopnia prowadzi się lepiej niż narta z kątem 88,725 stopnia. Możecie się także dowiedzieć, że nie jeździcie NAPRAWDĘ na nartach jeśli nie „podnieśliście” sobie krawędzi o kilka stopni. Jeśli spędziliście dużo czasu na śledzeniu takich wątków to w 99 przypadkach na 100 był to czas stracony. Wierzcie lub nie, ale postacie w stylu wędkarskiego „fanatyka” mają swoje odpowiedniki – także narciarskie – w realu. Na forach brylują specjaliści z nabitymi 10K postów i biorą udział w KAŻDEJ dyskusji, choć część z nich nie jeździ na nartach od 1988 r. Z jednym takim forumowym ekspertem byłem kiedyś na nartach i zapewniam wam, że nie ma takiego kąta w zakresie od 0 do 360, który pomógłby mu w jeździe…

Zabierając głos w takich dyskusjach, często wklejałem film z popisami narciarza, który zrobił sobie narty z desek budowlanych i śmigał na nich po snow parku.  Kątem ostrzenia krawędzi nie zawracał sobie głowy, bo w nartach jego konstrukcji krawędzi po prostu nie było…

Dlatego jeśli nie startujecie w zawodach, nie trenujecie narciarstwa sportowo, to czym prędzej zamknijcie okienko przeglądarki z forumową g*wnoburzą, otwórzcie wyszukiwarkę i poszukajcie dobrych szkółek i serwisów w swojej okolicy.