Sierra Nevada – szusowanie w rytmie flamenco!

Wyprawa do Sierra Nevada w Hiszpanii chodziła mi po głowie już od kilku lat. Choć jest to najbardziej wysunięty na południe ośrodek w Europie, to dotarcie tu wcale nie jest jakimś wielkim, logistycznym wyzwaniem. Do Malagi można dolecieć tanimi liniami, a stamtąd samochodem z wypożyczalni w 1,5 godziny dojedziemy do Granady, leżącej u stóp masywu górskiego.


Z Granady codziennie do ośrodka narciarskiego jeździ niedrogi (9 euro w dwie stony) autobus – podróż zajmuje około 40 minut. Można też mieszkać w samym ośrodku, lub tak jak my – w jednym z hoteli leżących na drodze z miasta. Trzeba jednak pamiętać, że samochody z wypożyczalni mają letnie opony i najczęściej nie mają na wyposażeniu łańcuchów – te można dokupić/wypożyczyć w Granadzie, a czasami mają je nawet w hotelach.
Sam ośrodek rozciąga się pomiędzy 2100 a 3300 m.n.p.m. i w pełnej krasie oferuje około 100 km nartostrad.

Infrastruktura jest przyzwoita – kursują tu gondole, kanapy i orczyk. Ten ostatni bywa małym wyzwaniem dla mniej doświadczonych, hiszpańskich narciarzy – próbują na nim siadać, spadają z niego lub ucieka im z rąk przy wsiadaniu, zatem stając w kolejce można się naoglądać tych ewolucji.

Pogoda zazwyczaj jest tu dobra (wszak to Costa del Sol), ale trzeba się liczyć z tym, że możemy natrafić na mgłę, śnieżycę i wichury. Kiedyś ten śnieg musi przecież napadać! W razie potrzeby jest tu też system naśnieżania.


Nartostrady są bardzo fajne i zróżnicowane, sporo jest tu łagodnych, szerokich stoków dla osób początkujących, ale znajdziemy także bardziej wymagające trasy (w 1996 r. w Sierra Nevada odbyły się MŚ w narciarstwie alpejskim).
Z cenami bywa różnie: karnet ma raczej alpejską cenę (65 euro/dzień), a wygodny, kilkupiętrowy parking kosztuje aż 20 euro/dzień (alternatywą jest dość odległy parking zewnętrzny za 11 euro). Niektóre ceny są jednak konkurencyjne w stosunku do alpejskich: za obiad na stoku płaciliśmy 13 euro, a za pokój 2-osobowy w hotelu ze śniadaniem: 50 euro/osoba/noc (hotel położony 10 minut jazdy od ośrodka).


To, co jest najfajniejsze w Sierra Nevada, to niezwykły klimat i cudowna kompilacja południowego słońca, mrozu i świeżego śniegu. W zasadzie cały ośrodek położony jest ponad linią drzew, co może niezbyt pomaga przy zamgleniu, ale oferuje cudowne widoki przy pięknej pogodzie. Z najwyższego punktu ośrodka, pod szczytem Veleta (3394 m.n.p.m.) w pogodne dni można nawet dostrzec wybrzeże Afryki!

Charakterystycznym punktem ośrodka jest też radioteleskop tutejszego obserwatorium.

Ci, którzy chcą wytchnąć od zimy, mogą w kilkadziesiąt minut dojechać do morskiego wybrzeża, gdzie nawet w lutym temperatura zbliża się do 20 stopni.
Śmigając na nartach na południu Hiszpanii nie sposób było nie skorzystać z pozanarciarskiej oferty turystycznej, przede wszystkim odwiedzając pobliską Granadę.


Nad historią Andaluzji jak i samej Granady nie będziemy się rozwodzić; dość powiedzieć, że przez wieki była częścią muzułmańskiego kalifatu, czego echa do dziś widoczne są w kulturze czy architekturze regionu.
W samym mieście jest mnóstwo miejsc wartych obejrzenia. Najbardziej znanym z nich jest Alhambra – twierdza mauretańskich kalifów z XIII-XIV. Choć zimą w Granadzie nie ma tłumów turystów, to bilety do samej Alhambry warto kupić z wyprzedzeniem, ponieważ na bieżący dzień są właściwie niedostępne. Brakiem biletów nie należy się jednak przyjmować, bo czas, który musielibyśmy poświęcić na oglądanie dywanów kalifa i kapci wezyra możemy spożytkować inaczej i wcale nie gorzej.


W centrum miasta możemy obejrzeć katedrę i inne świątynie, którymi skrupulatnie zastępowano tutejsze meczety.

Warto skierować się do Albaicín – arabskiej dzielnicy Granady, w której możemy powłóczyć się malowniczymi, ciasnymi uliczkami i z której rozciąga się piękny widok na miasto i na wspomnianą Alhambrę.

Można tu też dobrze zjeść i spróbować np. typowego dla Granady plato alpujarreño, w którym znajdziemy m.in. chorizo (kiełbasa przyprawiana wędzoną papryką), iberyjską kaszankę morcilla, wędliny, ziemniaki i jajko. Co śmialsi mogą spróbować pochodzącego z samego Albaicín omleta z podrobami.


Jeszcze ciekawszym miejscem jest, położone po sąsiedzku, wzgórze Sacromonte. W wydrążonych w nim jaskiniach od stuleci żyje społeczność andaluzyjskich Romów, choć obecna struktura demograficzna tego osobliwego osiedla jest bardziej zróżnicowana i można wysnuć graniczącą z pewnością tezę, że część mieszkańców pochodzi z Afryki.


Mieszkańcy jaskiń uprawiają na zboczu wzgórza małe ogródki, hodują kurki i sokoły, śpiewają i codziennie podziwiają zachodzące na miastem słońce; krótko mówiąc korzystają z życia zamiast np. gnić 8 godzin w biurze.
Warto pamiętać, że to właśnie tu, wśród społeczności andaluzyjskich Romów, narodziło się flamenco! Dlatego też niektórzy mieszkańcy Sacromonte kultywują te tradycje i organizują pokazy, na który i my mieliśmy okazję się „załapać”.

Mieliśmy nie lada szczęście, bo w odwiedzonej przez nas jaskini spotkania odbywają się raz w miesiącu, przy okazji pełni księżyca. Goście – głównie nobliwi mieszkańcy Granady – zjawili się nieco wcześniej, by wspólnie obejrzeć zachód słońca, a następnie wszyscy udaliśmy się do małej, wydrążonej w zboczu salki, w której należało wpisać się do pamiątkowej księgi, zająć miejsce na drewnianej ławce i obejrzeć godzinny, przepiękny występ trójki artystów.

Po koncercie, wracając, mieliśmy przyjemność nieco zabłądzić w ciemnościach na wąskich ścieżkach, wijących się po wzgórzu, ale przy okazji przekonaliśmy się, że większość jaskiń jest zelektryfikowana.


Tyle oto wrażeń i atrakcji może nas spotkać w Granadzie w ciągu zaledwie jednego dnia!

A w drodze do Polski, przed odlotem można zatrzymać się w centrum Malagi i zamoczyć stopy w morzu.


P.S. w języku polskim dopuszczalna jest pisownia Grenada i Granada. Planując wakacje warto pamiętać, by nie pomyśli Granady w Hiszpanii z tą w Nikaragui, a hiszpańskiego pasma Sierra Nevada z tym w Kalifornii i Chile.