Lody włoskie o smaku jabłkowym.

W marcu zorganizowałem sobie kolejny wyjazd w miejsca, w których jeszcze na nartach nie byłem. Tym razem nie celowałem w nic „niszowego”, ale nadrabiałem zaległości, odwiedzając raczej ośrodki znane i lubiane: Maso Corto i Solda/Sulden, a dodatkowo nieco mniej znane Schwemmalm.


Za punkt zakwaterowania wybrałem dolinę Vinschgau / Val Venosta, której każdy wolny skrawek zajmują, w marcu już zazielenione, jabłoniowie sady (pochodzące stąd jabłka można kupić nawet w „biedrze”).

Pierwszym ośrodkiem, który odwiedziłem, było bardzo popularne w Polsce Maso Corto, a.k.a. Alpin Arena Senales.

Jest to, w rzeczy samej, miejsce bardzo sympatyczne, a tutejsze, wysoko położone trasy, pozwalają się cieszyć długim sezonem. To, co jednak oferuje lodowiec, na który wwozi nas oddana w grudniu ubiegłego roku kolej, nie jest jakimś narciarskim rajem. Ot, 3 równoległe, niezbyt długie stoczki.


Po więcej wrażeń trzeba zjechać niżej – z lodowca wiedzie emocjonująca „ścianka”, którą możemy przenieść się na trasy sąsiadujące ze schroniskiem Bella Vista. Jak sama nazwa wskazuje, rozciągają się stąd piękne widoki, przy których porcja żeberek z sałatką kartoflaną, czy też tiramisu z kawą, smakują wybornie.

Można też odpuścić sobie wjazd na lodowiec i po prostu na dole wsiąść na wyciąg kanapowy, który zabierze nas na wspaniałe, długie, szerokie trasy.

Nie pożałujemy też przenosin na drugą stronę doliny, gdzie czeka na nas gondola i kolejne nartostrady.

Warto dodać, że w tym rejonie odnaleziony został Ötzi – nieszczęśnik, który około 3300 lat temu zmarł od ran poniesionych w walce i wyłoniwszy się spod topniejącego lodu został odkryty w 1991 r. przez dwójkę niemieckich turystów. Południowy Tyrol znów stał się wtedy areną konfliktu, bo prawa do Ötziego rościły sobie tak Austria, jak Włochy. Rację przyznano tym drugim, ale nie był to ostatni proces – kolejny został wytoczony przez Helmuta Simona (to on odkrył ciało Ötziego), a poszło o to, że kazano mu (Helmutowi, nie Ötziemu) zapłacić na wejście na wystawę z jego własnym znaleziskiem. Sam Helmut ostatecznie podzielił los swojego antycznego przyjaciela: w październiku 2004 r. też zaginął w Alpach, przy czym jego truchło odnaleziono nie po trzech mileniach, ale po pięciu dniach.

***

Drugim ośrodkiem, który odwiedziliśmy było Solda/Sulden. Nie wiedzieć czemu, o ośrodku tym słyszy się nieco mniej – nie jest to chyba tak popularna wśród polskich narciarzy, destynacja, jak pobliskie Maso Corto. Tymczasem pod względem narciarskim Solda podobała mi się bardziej niż Arena Senales!
Miejscowość Solda / Sulden położona jest na wysokości 1900 m.n.p.m., więc nawet podczas tak lichej zimy, jak ostatnia, leżał tu śnieg i w świetnym stanie były nawet trasy do narciarstwa biegowego.

Narciarze zjazdowi mogą z miasta wybrać kilka kierunków, łącznie z tym wiodącym na ponad 3000 m.n.p.m. Sam ośrodek zaliczany jest do „lodowcowych”, choć po lodowcu już się tu nie jeździ – jego resztki skrywają się w cieniach okolicznych szczytów. Mimo to uznaje się, że w całym Południowym Tyrolu jest to miejsce z najpewniejszymi warunkami co do śniegu.
Faktycznie, niecka po dawnym lodowcu to – zwłaszcza przy dobrej pogodzie – doskonały teren narciarski. Mamy tu trasy czarne, czerwone, jak i długie i szerokie niebieskie.

Gdy pogoda się psuje i robi się mgliście, można wrócić do samej wioski, skąd możemy ruszyć na nieco niżej położone trasy, na czele ze wspaniałą, czarną 16-tką.

Po harcach na stoku można skorzystać z oferty kulinarnej, kończąc wspaniały dzień na stoku nie mniej wspaniałą suplementacją .
Sama nazwa miejscowości: Sulden/Solda pochodzi – jeśli wierzyć Wikipedii – od celtyckiego słowa, oznaczającego „trochę wody” i wbrew pozorom nie ma nic wspólnego z nazwą austriackiego „Sölden”, pochodzącą z kolei od słowa „selda”, oznaczającego podobno najmniejszą własność ziemską (tak przynajmniej podają tyrolskie strony internetowe).
Narciarze jednak nie muszą się przejmować tymi semantycznymi rozterkami, bo i Sölden, i Sulden, to świetne miejsca na narty! Tylko nie pomylcie się przy rezerwacji.

***

Szukając ciekawego miejsca, które zwieńczyłoby krótki, marcowy wypad do doliny Vinschgau, palcem na trapie trafiliśmy na ośrodek Schwemmalm, leżący w sąsiadującej z Val Venosta dolinie Ultental (Val d’Ultimo). Postanowiliśmy zatem go odwiedzić.


Nie dajcie się zwieść opisom, które znajdziecie na stronach poświęconych podróżom do Włoch, a które mówią, że „nowoczesna infrastruktura i słoneczne stoki sprawiają, że Schwemmalm to idealne miejsce dla początkujących narciarzy”. Otóż nie jest.
Jeśli kiedykolwiek doszły do Was pogłoski, że infrastruktura we włoskich ośrodkach bywa przestarzała, to wizyta w Schwemmalm utwierdzi Was w tym przekonaniu. Owszem, jest tu stosunkowo nowa gondola, ale służy tylko do transportu z/do doliny, do której nie wiedzie żadna nartostrada.

Jest też jedna „kanapa” z luksusem w postaci kopuły, chroniącej przed wiatrem, ale kursuje wzdłuż dość wymagającej, czarnej nartostrady. Pozostałe wyciągi to leciwe kanapy, niektóre nawet niewyprzęgane, więc dość powolne. Wszystko to sprawia, że przy pięknej pogodzie jeździ tu się przyjemnie, ale przy zimnie i silnym wietrze można solidnie zmarznąć.


Nartostrady oznaczone są tu głównie kolorem czerwonym, co w połączeniu ze wspomnianą, długą na ok 3 km „czarną”, czyni ze Schwemmalm ośrodek raczej dla „jeżdżących”. W rzeczy samej, nawet dzieci ze szkółek szkolą się na dość stromych stokach – oślich łączek i łagodnych nartostrad, poza odcinkami „dojazdowymi”, raczej tu nie ma.


Nie dziwi zatem fakt, że jest to „home resort” mistrza świata w supergigancie z 2019 r., Dominica Parisa. Wiadomo: kiedy stary odstawia Cię do szkółki na „ściance”, trasy Pucharu Świata nie wydają się potem takie straszne.


I to by było na tyle, jeśli chodzi o wizytę w południowym Tyrolu. Choć krótka, była bardzo miła. Pizza, makarony i tiramisu zastąpiły tym razem sznycla i strudla, pogoda dopisała i udało się nadrobić zaległości co do tutejszych ośrodków. W drodze powrotnej zaliczyliśmy jeszcze krótki postój w malowniczym Nauders, a teraz, po powrocie, można planować kolejne wyjazdy.