Narciarstwo w USA – tanio nie jest.

Jednodniowe karnety narciarskie w Europie, zwłaszcza w Alpach, kosztują zazwyczaj od 60 do 70 euro. Tymczasem w Stanach Zjednoczonych ceny za jednodniowe wejście na stoki często przekraczają 200 dolarów, a w najbardziej prestiżowych ośrodkach, takich jak Vail czy Aspen, mogą wynosić nawet około 300 dolarów. Drogie są także parkingi i posiłki na stoku. Skąd bierze się tak ogromna różnica w cenach? Pochylmy się dzisiaj nad tym zjawiskiem, które powoduje zażarte dyskusje w Internecie.

Tradycje i znaczenie narciarstwa oraz modele biznesowe

Europa, a zwłaszcza Alpy, to kolebka narciarstwa z bogatą historią i tradycjami. Region ten jest zdominowany przez rodzinne firmy i lokalne społeczności, które rozwijały ośrodki narciarskie od dekad. W wielu przypadkach ośrodki są współdzielone w ramach regionalnych konsorcjów.

Np. na stronie ośrodka Kitzsteinhorn możemy znaleźć strukturę własności spółki zarządzającej tamtejszym ośrodkiem. Ponad 80% akcjonariuszy to lokalne władze i biura promujące turystykę w regionie. Takim instytucjom zależy na tym, aby na narciarskiej turystyce zyskiwał cały region i mieszkańcy (którzy w znacznej części są właścicielami pozostałej puli akcji). Narciarz nie tylko chce pozjeżdżać na nartach, ale musi też gdzieś zaparkować, zjeść, zrobić zakupy, spędzić miło wieczór, odpocząć. Dlatego umiarkowane ceny pozwalają skorzystać z szerokiej ofert regionu, a na wizytach narciarzy zyskują wszyscy.

W USA natomiast wiele ośrodków jest własnością dużych korporacji, takich jak Vail Resorts czy Alterra Mountain Company (tylko te dwie firmy posiadają ponad połowę amerykańskich ośrodków). Konkurencja jest zatem mniejsza, a koncerny są nastawione na maksymalizację zysków z karnetów, parkingów i gastronomii w resorcie.

Korporacje działają także w Europie – słowacki Tatra Mountain Resorts jest właścicielem ośrodków na Słowacji, w Czechach, Polsce i Austrii, a wspominany Vail Resorts posiada ośrodki w Szwajcarii, ale to europejski model biznesu dyktuje tutejsze warunki (wszak właścicielami poszczególnych ośrodków w Szwajcarii są często kantony).

Jako że w wielu alpejskich regionach narciarstwo jest kluczowym elementem gospodarki, lokalne wladze często wspierają ośrodki poprzez subsydia na rozwój infrastruktury, budowę kolejek linowych czy utrzymanie tras. W USA takie wsparcie jest rzadsze, a ośrodki muszą samodzielnie finansować wszystkie inwestycje, co przekłada się na wyższe ceny.

Ekskluzywność ośrodków w USA

Choć dane statystyczne pokazują, że największa liczba narciarzy pojawia się na stokach w USA (blisko 55 milionów rocznie), to gdy weźmiemy pod uwagę liczbę mieszkańców okaże się, że w krajach europejskich większy odsetek populacji aktywnie uprawia narciarstwo. W USA narciarstwo jest często postrzegane jako sport dla elity, co odzwierciedla strategia cenowa ośrodków. Wiele z nich oferuje luksusowe warunki, takie jak ekskluzywne hotele, restauracje czy usługi concierge. Z kolei w Europie narciarstwo jest bardziej masowe, a oferty dostosowane są zarówno dla bogatych, jak i mniej zamożnych turystów.

 Infrastruktura – jej dostępność i efektywność

W Alpach narciarstwo jest powszechniejsze i bardziej dostępne. Ośrodki często są zlokalizowane w pobliżu miejscowości, do których można dotrzeć transportem publicznym – chyba każdy z Was dojeżdżał na stok skibusem. W USA dojazd do kurortów narciarskich (jak i dotarcie w zasadzie dokądkolwiek) możliwy jest wyłącznie samochodem.

Ponadto amerykańskie ośrodki nie są tak nowoczesne jak europejskie. Szybkie, wyprzęgane, ogrzewane, 8-osobowe kanapy czy nowoczesne gondole budzą zdumienie amerykanów, którzy ekscytują się nimi w mediach społecznościowych. Dość powiedzieć, że w Europie liczba wyciągów gondolowych jest ponad 10-krotnie większa niż w USA (817 vs 71), a 8-osobowych kanap 15-krotnie (105 vs 7; dane ze strony skiresort info). W niektórych ośrodkach w USA wyciągi mają nawet 50-60 lat i ich mniejsza przepustowość także sprawia, że Ci, których może obsłużyć, muszą zapłacić więcej… Wysokie ceny nie są też gwarancją braku kolejek – w niektóre dni kolejki do wyciągów potrafią nawiązywać do popularnego powiedzenia, że  w Ameryce wszystko jest największe.

To, co pozytywnie zaskakuje amerykańskich narciarzy w Europie, to nie tylko ceny. Zdumiewa ich także zróżnicowana kuchnia, różniąca się od kraju do kraju, od regionu do regionu. Włoskie pizze, austriackie sznycle, szwajcarskie makarony z serem to uczta dla podniebienia.
Sami też nie musimy ruszać się daleko od Polski, by spróbować regionalnej kuchni – w Czechach czeka na nas smażony ser i gulasz z knedlikami, a na Słowacji haluszki. Wybór Amerykanów najczęściej ogranicza się do burgera i pizzy…

Drugą zdumiewającą rzeczą jest opieka medyczna i jej koszty. Już sam fakt istnienia bezpłatnej, publicznej służby zdrowia jest dla Amerykanów czymś niezwykłym. To jednak, że za kilka dolarów dziennie można wykupić ubezpieczenie, które pozwoli poszkodowanemu narciarzowi na akcję ratunkową helikopterem, opiekę medyczną na miejscu, transport do kraju i rehabilitację, jest czymś zupełnie kosmicznym.

Na pocieszenie Amerykanie mogą cieszyć się wspaniałymi opadami śniegu – paradoskalnie Ameryka Północna, będąca na drugim miejscu pod kątem emisji CO2 , jest stosunkowo łagodnie dotknięta skutkami zmian klimatu. Globalne ocieplenie bardziej jest odczuwalne w Europie, gdzie sezon znacznie się skrócił na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat. Dopóki jednak możemy uprawiać narciarstwo, cieszmy się niskimi cenami, nowoczesną infrastrukturą i publicznymi serwisami.