Zieleniec – ośrodek Schrödingera.

Odpowiedź na pytanie, czy warto jechać na narty do Zieleńca, nie jest jednoznaczna: jest to ośrodek, który zdecydowanie warto odwiedzić, jak i taki, którego za wszelką cenę trzeba unikać. Wszystko zależy od tego, jakimi narciarzami jesteśmy i jakich doznań szukamy na stokach.

Sama stacja jest jedną z najpopularniejszych na Dolnym Śląsku. Narciarstwu sprzyja mikroklimat – śnieg pada tu częściej i utrzymuje się długo.

Jako przedstawiciel generacji X pamiętam czasy, w których „kiedyś to były zimy” i na nartach w Zieleńcu jeździło się w majówkę. Liczne wyciągi miały wtedy odrębne karnety i nartostrady – ich właściciele zazdrośnie strzegli swojego odcinka stoku i z nieufnością podchodzili do pomysłu połączenia wszystkiego jednym systemem, co na szczęście w końcu nastąpiło…

Obecnie w ramach jednego karnetu mamy to do dyspozycji ponad 20 km tras, jednak trzeba pamiętać, że nartostrad jest tu ponad 40, co w efekcie daje średnią długość stoku wynoszącą około 500 m, czyli wartość dość nikczemną…

Niezbyt imponująca długość i raczej łagodne profile tras mogą być dla jednych zaletą, a dla innych wadą. Osoby początkujące, czy lubiące spokojną jazdę będą się tu dobrze bawić. Narciarze ceniący szybszą i bardziej dynamiczną zabawę muszą uprawiać MINDFULNESS i skoncentrować się na czerpaniu radości z jazdy już od pierwszego skrętu – w przeciwnym razie gdy zjadą z wyciągu i nie zatrzymując się poprawią gogle oraz założą rękawice to okaże się, że są już na dole…

Tutejsza infrastruktura nie jest najgorsza – na oślich łączkach znajdziemy pocieszne talerzyki, a na pozostałych trasach – orczyki, kanapy (w tym ogrzewane i zamykane) oraz osobliwą kanapo-gondolę.

Szosę, będącą osią całego ośrodka, oblepiają wszelkiego rodzaju punkty handlowo-usługowe, jakich może potrzebować narciarz: parkingi, sklepy, wypożyczalnie, szkółki, bary, restauracje i stragany z sankami i jabłuszkami.
Sam w Zieleńcu bywam raczej rzadko, a gdy już się zjawiam, to wieczorami. Jeździłem tu z instruktorami albo wpadałem poza sezonem, najchętniej wieczorem, skorzystać z mniejszego „obłożenia”.

W szczycie sezonu Zieleniec zamienia się czasami w zimowy odpowiednik plaży w Mielnie. Narciarska tłuszcza oblega wyciągi, a szkółki, bary i parkingi przeżywają oblężenie. Kierowcy, którzy zbyt późno dojeżdżają do ośrodka, krążą z jednego końca do drugiego, z obłędem w oczach szukając wolnego miejsca, a nad całą miejscowością unosi się mgiełka złożona z oparów grzańca, grilla i okropnej muzyki. Zapewne nie bez powodu nad wejściem nad jeden z wyciągów zawisły tabliczki, aby STAĆ SPOKOJNIE, a polecenia obsługi BEZWGLĘDNIE WYKONYWAĆ.

Najlepsze (najdłuższe i odpowiednio strome) trasy w Zieleńcu znajdują się mniej więcej w jego centralnej części („Gryglówka”). Natomiast na krańcach miejscowości znajdziemy osobliwe atrakcje. Na jednym z nich, znajduje się trasa „Nartorama”, obsługiwana przez wyciąg kanapowo-gondolowy Takimi wyciągami możemy pojeździć np. na Kitzsteinhornie, woziłem się też takowym w Grecji. Ten w Zieleńcu jest o tyle niezwykły, że na całej trasie kursują raptem dwa wagoniki gondoli. Jeden z czytelników napisał mi nawet, że w czasie gdy gondola debiutowała w Zieleńcu, na owe wagoniki obowiązywał dodatkowo płatny karnet. XD Czasy wyciągowego apartheidu przeszły już jednak do przyszłości i teraz każdy może wygodnie rozsiąść się w wagoniku.

Na drugim końcu Zieleńca znajdziemy Mieszko, na którym znajduje się uroczy kościółek z początku XX wieku. Za kościółkiem znajduje się cmentarz, co czyni z Zieleńca i stoku Mieszka miejsce zupełnie wyjątkowe! Nie znam innego ośrodka narciarskiego, w którym na środku nartostrady znajdowałaby się nekropolia…

Podsumowując moje refleksje, jazdę na nartach w Zieleńcu polecam osobom, które:

  • nie mają czasu w dzień, a mieszkają dość blisko i chcą pokręcić trochę zakrętów wieczorem
  • chcą sobie pojeździć z instruktorem, albo wysłać dzieci / partnera na nauki;
  • są narciarzami początkującymi lub rekreacyjnymi i szukają dużego wyboru łagodnych, szerokich tras, żeby nie męczyć gdzieś jednej, oślej łączki;
  • lubią sobie zadawać ból i się samookaleczać, ale rodzina się zorientowała i prosi żeby przestać, więc potrzebują czegoś, co nie zostawia śladów.