Jesteśmy w Czarnej…

Ośrodek Czarna Góra (ta na Dolnym Śląsku) od lat tytułuje się on mianem „najlepszego w regionie” i było tak nawet w czasach, gdy narciarzy na górę wciągał nikczemnie powolny, 2-osobowy wyciąg, zaś punkty gastronomiczne i wypożyczalnie gnieździły się w zapleśniałych „grzybkach”; świadczy to tylko o tym, jak licha jest oferta polskich ośrodków narciarskich.

Teraz mamy do dyspozycji nowoczesne, przestronne budynki, a na górę wyjeżdżamy „Luxtorpedą”, chyba że nie wyjeżdżamy, bo stoi, co się zdarza. Sama nazwa „Luxtorpeda” została wyłoniona w konkursie i odzwierciedla mocarstwowe aspiracje; moim zdaniem mogłaby się nazywać „Piłsudski”, „Jan Paweł II” czy „Sobieski” (wtedy można by po bokach przyprawić skrzydła husarii).

Uczciwie przyznaję, że niektóre nartostrady są tam całkiem przyjemnie co do długości i nachylenia. Problemem bywają jednak tłumy na trasie.
Prym wiodą tu zwłaszcza tzw. „bezkijkowcy sudeccy” (poglądowe zdjęcie załączam),

czyli ludzie, którzy z wiadomych sobie powodów uznali, że kijki narciarskie nie są im do niczego potrzebne i w średnio kontrolowany sposób zwożą swe usztywnione sylwetki w dół stoku… To taka nasza polska specjalność, ponieważ amatorów tej odmiany narciarstwa raczej nie spotyka się już np. w Czechach.

Sam lubię do Czarnej zajrzeć czasami wieczorem, kiedy ludzi jest mniej. Miejsce to preferują ponad Zieleniec, gdzie trasy są krótsze i bardziej płaskie oraz Świeradów, gdzie trasa jest może i długa, ale w pewnym miejscu bardziej płaska niż parking przy gondoli. Może dlatego za ten ostatni trzeba w Świeradowie słono zapłacić…

Wracając do Czarnej Góry: przy odpowiednich warunkach, na nartostradzie, wzdłuż której jeździ rzeczona „Luxtorpeda”, w jednym miejscu stok zamienia się „aleję snajperów”, no trochę bawi, a trochę straszy, bo robi się średnio bezpiecznie a i GOPR ma pełne ręce roboty…

 

Wyświetl ten post na Instagramie

 

Post udostępniony przez skibum.pl (@skibum.pl)

Z rzeczy które można lubić w Czarnej Górze to bardzo fajna ośla łączka, także czynna wieczorem i obsługiwana przez 4-osobową kanapę. EFKA.

To super opcja dla tych, którzy chcą zostawić znajomych lub rodzinę pod opieką instruktorów, a sami sobie pośmigać na „Luxtorpedzie”.

Inną fajną rzeczą jest mikroklimat – w 2021 r. jeszcze 21 kwietnia śniegu było tyle, że z dolnej stacji ośrodka poszedłem sobie na Śnieżnik, a po powrocie zjechałem nieczynną już nartostradą.

A na koniec czarnogórska anegdotka.

Otóż mam znajomych, mieszkających gdzieś na pograniczu Pomorza i Wielkopolski. Spędzili kiedyś bardzo udane ferie w Zieleńcu i spytali mnie, gdzie można jeszcze poszusować na Dolnym Śląsku. Poleciłem im właśnie Czarną Górę. Okazało się, że jakiś ich znajomy zna kogoś w Czarnej, kto ma fajne apartamenty, więc czym prędzej dokonali tam rezerwacji.
I teraz tak – przed samym wyjazdem dzwonią do właściciela, żeby podpowiedział im, jak dojechać. Ten mówi, że od nich to najlepiej przez Poznań na Wrocław (to się jeszcze zgadza), ale potem oczy im się otwierają ze zdziwienia, bo facet mówi, że pod Wrocławiem mają zjechać na na autostradę, na Kraków, potem na zakopiankę, a z zakopianki na Bukowinę i zaraz są na miejscu.
Bo to była Czarna Góra – Koziniec SKI. Ta pod Tatrami.
Smacznej kawusi życzę!

(i jeszcze mapa dla miłośników narciarskiej kartografii)