Horror w Tatrzańskiej Łomnicy!

Na początku zaznaczmy, że horror w Tatrzańskiej Łomnicy to inny horror niż taki narciarski,  jakiego możemy doświadczyć np. w Zieleńcu., w którym polega on na tym, że po 90 sekundach zjeżdżania w dół stajemy na 20 minut w kolejce, gdzie wąsaty narciarz opięty przyciasną, czerwoną kurtką SPYDER dyszy nam w kark wyziewami schabowego i „Żubra”…
Ośrodek narciarski w Tatrzańskiej Łomnicy jest w rzeczy samej dość zacny. Trasy mają początek na wysokości ponad 2100 m.n.p.m., a to wyżej, niż w niektórych ośrodkach alpejskich. Zanim jednak ruszymy z Łomnickiej Przełęczy nartostradą w dół,

 

możemy zajrzeć na jej drugą stronę, gdzie ujrzymy iście alpejskie widoki.

 

Trasy układają się w dość ciekawy profil. Z samej góry ruszamy trasą czarną, lub położoną obok niej, freeride’ową „Francuską Muldą”.

 

Następnie, przy Łomnickim Stawie (Skalnaté pleso) przejeżdżamy na trasy czerwone.

 

Są w porządku, choć mają skłonność do szybkiej i brutalnej degradacji – muldy po pachy nie są tu czymś niezwykłym.

 

W dolnej części do dyspozycji mamy długie i szerokie trasy niebieskie, na których możemy zostawić bardziej rekreacyjnie nastawionych znajomych i członków rodziny.

 

Generalnie każdy może tu wybrać dla siebie; ba – miłośnicy ekstremalnych doznań mogą nawet zjechać z drugiego, najwyższego szczytu Tatr, Łomnicy (Lomnický štít), choć ta zabawa jest już dość ryzykowna i czasami kończy się zgonem.

 

Na Łomnicę można także wjechać kolejką, a w położonym przy szczycie apartamencie można spędzić noc i zjeść romantyczne śniadanie. Sam jednak nie ryzykowałbym tej drogiej zabawy, bo z dużym prawdopodobieństwem poranek przywita nas mgłą, a ta wygląda tak samo na każdej wysokości…
Wracając do ośrodka – dodając do tego wszystkiego nowoczesną gondolę, duży parking i restaurację serwującą przecudowne bryndzové halušky dostajemy całkiem fajną miejscówkę.

 

O horrorze wspomniałem, bo podczas jednego z wyjazdów do Łomnicy spotkała mnie zabawna przygoda – podczas nocy spędzanej w pensjonacie wszystkim uczestnikom wyjazdu śniły się koszmary, a mi nawet taki z hollywoodzkim cliché: najpierw obudziłem się zalany zimnym potem, a chwilę później się okazało, że tylko śniło mi się, że się obudziłem, a koszmar trwa nadal i zerwałem się z łóżka po raz drugi, tym razem na jawie. A teraz będzie najlepsze! Całe zdarzenie były na tyle osobliwe, że nawet szukaliśmy informacji w Internecie, czy może ktoś już przeżył jakieś paranormalne historie w tymże pensjonacie. I choć podobnych historii nie znaleźliśmy, to okazało się, że pensjonat ma nazwę taką samą jak nazwisko słowackiego badacza zjawisk paranormalnych i autora książki „Stratení v horách-Záhadné prípady a paranormálne javy v Tatrách”. Tak wiecie, moi drodzy – Slovakian Horror Story!

Biorąc jednak pod uwagę wystrój pensjonatu, nie dziwi, że goście miewają tu koszmary!

 

W ośrodku też są pewne miejsca, w których atmosfera jest nieco mroczniejsza. Niszczeją murowane stacje starej kolei linowej, a tereny wokół tras otacza nienaturalnie wyglądająca tundra. Jest ona efektem straszliwej, największej w historii Tatr wichury, która w listopadzie 2004 r. przetoczyła się z sięgającą 200 km/h prędkością przez tutejsze zbocza. Później byłą jeszcze plaga pasożytów i w efekcie do dzisiaj nartostrady prowadzą przez spustoszone pustkowie, z którego sterczą pojedyncze drzewa.

 

Wracając do walorów narciarskich – warto dodać, że niedaleko jest jeszcze Szczyrbskie Jezioro (Štrbské pleso), najwyżej położona miejscowość w Tatrach.

 

Tamtejszy, nieduży ośrodek, połączony jest karnetem z Łomnicą i zasługuje na choćby jednodniowe odwiedziny, choć składa się głównie z jednego stoku…

 

Miejscowość ta zasłużona jest dla sportów zimowych – dwa razy odbyły się tu Mistrzostwa Świata w narciarstwie klasycznym, a tutejsza skocznia prezentuje się tak ładnie, że Słowacy już nawet na niej nie skaczą, żeby nic nie popsuć…

 

 

Poniżej mapy obu ośrodków. Można też poczytać o moich skiturowych spacerach w tych rejonach.